Temat niewykorzystanych urlopów w Państwowej Straży Pożarnej wraca jak bumerang – tym razem za sprawą interpelacji poselskiej, która skłoniła MSWiA do ujawnienia konkretnych danych. Zestawienie liczb pokazuje jasno: system wymaga przeglądu i być może – zmian.
Pod koniec stycznia br. poseł Marek Rząsa skierował do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji interpelację dotyczącą zaległych urlopów przysługujących komendantom PSP i ich zastępcom. Główne pytania dotyczyły skali zjawiska oraz potencjalnych kosztów, jakie ponosi z tego tytułu państwo. Odpowiedź, podpisana przez podsekretarza stanu Wiesława Leśniakiewicza, nie pozostawia wątpliwości – mówimy o realnych i dużych pieniądzach.
W latach 2020–2024 służbę zakończyło 233 funkcjonariuszy pełniących funkcje komendantów wojewódzkich, powiatowych lub miejskich PSP. Mieli oni łącznie aż 6 237 dni niewykorzystanego urlopu. Za te dni wypłacono ekwiwalenty w wysokości ponad 4,67 mln zł.
Najwięcej kosztów poniósł budżet w przypadku komendantów wojewódzkich – 89 osób otrzymało łącznie ponad 3,27 mln zł ekwiwalentów za 4 606 dni. Na czele zestawienia znalazły się województwa: lubuskie (557 tys. zł), wielkopolskie (508 tys. zł) i śląskie (ponad 280 tys. zł).
Komendanci powiatowi i miejscy (80 osób) otrzymali zaś ponad 1,4 mln zł za 1 631 dni zaległego urlopu. W pojedynczych przypadkach funkcjonariusze mieli nawet po 150 dni niewykorzystanego wypoczynku.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, funkcjonariusz PSP ma prawo do wypłaty ekwiwalentu za niewykorzystany urlop po zakończeniu służby. Co więcej, ustawa o PSP oraz przepisy wykonawcze nie ograniczają wysokości tego świadczenia. Jednak w świetle przedstawionych danych, pojawiają się pytania o organizację pracy i mechanizmy zapobiegające nadmiernemu „gromadzeniu” dni urlopowych.
Poseł Rząsa wskazał w interpelacji, że w jednostkach PSP funkcjonują zastępcy, którzy w teorii mogliby przejmować obowiązki przełożonych. Dzięki temu komendanci mogliby na bieżąco korzystać z przysługującego wypoczynku. Praktyka pokazuje jednak, że część z nich decyduje się zostawić urlopy „na potem” – co skutkuje wysokimi wypłatami przy odejściu ze służby.
Na razie nie padły żadne zapowiedzi zmian systemowych. Ministerstwo w odpowiedzi na interpelację przypomniało o obowiązujących regulacjach, ale nie odniosło się do pytania o ewentualne nowe procedury, które mogłyby zobowiązać funkcjonariuszy do wykorzystywania urlopów w określonym czasie.
Z jednej strony mamy do czynienia z przestrzeganiem prawa, z drugiej – z mechanizmem, który może generować duże koszty dla budżetu i jednocześnie utrwalać niewłaściwe nawyki w organizacji pracy. Niewykluczone, że w przyszłości temat wróci w szerszej debacie – także wewnątrz naszego środowiska.