W piątek rano, punkt 7:20, rozlega się alarm. Druhowie z OSP Świeradów-Zdrój są natychmiast dysponowani do hotelu, gdzie uruchomił się system przeciwpożarowy. Problem? Żaden z wozów nie ruszył. Wszystkie bramy remizy zostały zastawione. Dosłownie wszystkie.
Nie zadziałały ani sygnały świetlne, ani dźwiękowe. Auta nie drgnęły, nikt się nie pojawił. Jak się później okazało – samochody należały do rodziców dzieci z pobliskiego przedszkola. „To tylko moment. Przecież tylko rozbiorę dziecko” – usłyszeli strażacy. Nie pierwszy raz.
„Mamy oznakowaną remizę, znaki drogowe, zakazy parkowania, tablice informujące, że pojazdy będą odholowane. Mamy kamerę monitoringu. I co z tego?” – mówi jeden z druhów. Dodaje, że temat wraca regularnie, mimo wielu apeli.
Zdarzenie nie jest incydentem jednorazowym. Jak relacjonuje serwis eluban.pl, to kolejny taki przypadek w ciągu ostatnich miesięcy, a problem dotyczy nie tylko Świeradowa. Podobne sytuacje odnotowano w innych częściach regionu. Zawsze ten sam schemat – „tylko na chwilę”, „przecież zaraz wracam”, „nie było gdzie stanąć”.
Policja potwierdza, że w takich przypadkach pojazdy mogą zostać usunięte na koszt właściciela. Mandat to jedno, ale dochodzi także koszt odholowania. Czasami i kilkaset złotych. Ale żaden mandat nie cofnie czasu, gdy do kogoś nie dojedzie pomoc.
Problem wcale nie musi mieć charakteru złej woli. Czasem to pośpiech, rutyna, czasem brak świadomości. Ale efekt zawsze ten sam – blokada. I frustracja tych, którzy chcą tylko ruszyć na akcję.
„Wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy z tego, że zablokowanie wyjazdu z remizy może mieć śmiertelne skutki. Dlatego mówimy o tym głośno. Mamy nadzieję, że w końcu ktoś to zrozumie” – podsumowuje druh z OSP Świeradów-Zdrój.
I oby nie trzeba było o tym pisać po raz kolejny.